Koszalinianki do 21 lutego na podium
Udanie zakończyła się wyprawa Energi AZS-u Koszalin do stolicy województwa śląskiego. Mający spore aspiracje tamtejszy Ruch musiał uznać wyższość swoich rywalek i po raz trzeci musiał zejść z własnego parkietu jako pokonany. Wielkie brawa zebrały tradycyjnie już Sylwia Matuszczyk (na zdj. obok), Karolina Kalska oraz... Beata Kowalczyk. Tego dnia świetnie spisywała się także jej vis'a vis Monika Ciesiółka.
Zadziwiające - tak można powiedzieć o wynikach osiąganych przez koszalinianki. Zawodniczki Energi AZS od długiego czasu grają bardzo wąską ławką rezerwowych i spisują się w obecnych rozgrywkach rewelacyjnie. Tym razem nie sprostał im chorzowski Ruch mimo, że przed meczem miał na to całkiem realne szanse. Miejscowych kibiców bardzo szybko z błędu wyprowadziły jednak Akademiczki.
Rozpoczęła Monika Migała, ale chwilę później wyrównała skrzydłowa Dorota Błaszczyk. Rezultat na styku utrzymał się do 10 minuty widowiska. Wówczas stan rywalizacji na pewien moment zmieniła Katarzyna Masłowska (6:4). To była przysłowiowa woda na młyn dla ekipy Edwarda Jankowskiego. Co prawda, jego podopieczne potrzebowały trochę czasu, by uzyskać to, po co do Chorzowa przyjechały, ale w końcu dopięły swego. Tuż przed upływem kwadransa na 7:8 rzuciła Paulina Muchocka. O tej sytuacji warto wspomnieć chociażby dlatego, że to był ostatni remis w tym spotkaniu. W 19. minucie ponownie z karnego nie pomyliła się Karolina Kalska i było już 9:11. Energetyczne zabójczą serię, jak się potem okazało odnotowały między 23. a 30. minutą. W tym czasie zbudowały tak dużą przewagę, której nie pozwoliły już sobie odebrać. Główną bohaterką była wspomniana wcześniej skrzydłowa Kalska. Wynik na 12:18 ustaliła jednak Sylwia Matuszczyk. Po zmianie stron wszystko szło zgodnie z planem założonym przez siódemkę z zachodniopomorskiego. W pewnym momencie ich przewaga wyniosła aż 10 'oczek' (15:25 w 41. min.). Taki stan rzeczy wprowadzał trochę spokoju, ale i mógł być dość groźny. Po karze upomnienia dla Joanny Chmiel AZS zaczął seryjnie tracić bramki i tym samym wysoka przewaga zaczęła szybko topnieć. Nie mógł nie zareagować Jankowski. Czas na jego żądanie uspokoił przebieg wydarzeń. Kiedy z karnego nie pomyliła się Aleksandra Kobyłecka stało się jasne, że jest po meczu (25:31). Do końca działo się już niewiele. Ruch zdołał zminimalizować swoje straty, by ostatecznie przegrać 28:32.
ďż˝rďż˝dďż˝o: własne
relacjďż˝ dodaďż˝: kempes7 |