Syndrom dnia następnego
Przy pięknym wiosennym słońcu przyszło Błękitnym wziąć rewanż za sromotne 5-0 w rundzie jesiennej.
Z jednej strony głowy myśl o porażce sprzed pół roku, wewnętrzna obawa, może nawet uraz, z drugiej strony euforia jeszcze nie wygasła, po środowej potyczce pucharowej. Która możliwość okaże się być dominującą? Ciężko było przewidzieć, na pewno mecz nie zapowiadał że będzie „lekko, łatwo i szybko”. Trudno o pełną mobilizację w przeciągu 3-4 dni na tak samo wysokim poziomie koncentracji wiedząc, że przed sobą nie mamy już drużyny z ekstraklasy.
Bez Wojtasiaka i Kosakowskiego, ale za to z dwoma obowiązkowymi młodzieżowcami w składzie gospodarze przystąpili do spotkania. Pierwsze 15 minut upłynęło w dość sennym tempie, mimo że okazji podbramkowych nie brakowało. Wyglądało jakby Błękitni przechadzając się po boisku chcieli po wietrzno - deszczowym pojedynku w środku tygodnia wreszcie móc wygrzać się w promieniach oślepiającego słońca.
Początek Zaczął w 3min Fadecki dynamicznymi rajdami prawą stroną raz po raz kończonymi dośrodkowaniami. I tak było już do końca - znak firmowy tego spotkania: dynamizm Fadeckiego, górne piłki spod linii końcowej plus rzuty rożne z lewej strony w jego wykonaniu. W pierwszych minutach meczu to goście przedostając się pod bramkę Błękitnych o mały włos nie skorzystaliby z prezentu Ufnala, który piłkę zamiast łapać zagrał wprost pod nogi pozostającego jeszcze na boisku Giela. Przerywając na chwilę festiwal dośrodkowań Fadeckiego, w 8min ładnym strzałem z samodzielnie wypracowanej sobie pozycji popisał się Flis, ale Pogorzelec był na posterunku. Chwilę potem, po znakomitym i jednym z wielu czystych odbiorów Poczobuta, uderzał z pola karnego Zieliński. I tym razem bramkarz nie miał trudności z wyłapaniem strzału. 0-1 Po obiecującym, choć jak powiedziano toczonym w sennej atmosferze (pogoda!) początku spotkania przyszła pora na przebudzenie. Kubeł zimnej wody wylał na głowy kibiców i współpartnerów z zespołu Pustelnik. Oddana za darmo piłka do Swędrowskiego we własnym polu karnym podobna jest bramce samobójczej. Niskiego wzrostu, zwinny z szeroką paletą zwodów w takich sytuacji nie oddał już piłki. Cóż było robić, powalony w szesnastce wywalczył rzut karny zamieniony w 15min na bramkę przez Niziołka. Pustelnik niestety po tej feralnej interwencji długo nie doszedł do siebie, będąc w dniu dzisiejszym zdecydowanie najsłabszym ogniwem nie tylko formacji defensywnej. To tym bardziej bolesne, że występuje on na pozycji, gdzie chwile słabości kończą się opłakanie. Miał serię zagrań, w których nie potrafił wyekspediować piłki poza pole karne, blokowany skutecznie lub wręcz nie trafiający czysto w piłkę. Bramki tracone po rażących błędach indywidualnych najbardziej bolą. Obracają wniwecz wysiłek całego zespołu zmuszając do podejmowania jeszcze większych starań rekompensujących skutki błędu kolegi. Fadecki Cóż było robić. W odpowiedzi na niepewną postawę obrony należało przenieść ciężar gry na połowę przeciwnika. I tak też się stało. W przeciągu następnych 30 minut 9 razy niepokojony był Pogorzelski, bo jego koledzy z linii defensywnej nie potrafili zapobiec sytuacjom strzeleckim stwarzanym przez Błękitnych. Najczęściej próbował Fadecki dośrodkowując, bądź strzelając. Niestety celność jego uderzeń pozostawiała wiele do życzenia, choć w 41min niezwykle mocny strzał z prawego skrzydła, dzięki dobremu ustawieniu, golkiper przyjezdnych wybronił. Ale już w 29min po idealnym wyłożeniu piłki przez Flisa, wchodząc w pole karne, mając przed sobą tylko bramkarza i uderzając na pełnej prędkości, trafił zaledwie w boczną siatkę. Aktywności Fadeckiemu nie można było odmówić również w elemencie gry zespołowej, kiedy to w 16min wypuścił w uliczkę Wiśniewskiego, zbyt mocno jednak zagrywał, by „Wiśnia” mógł finalizować ją strzałem. Wawszczyk Gwoli kontrastu najgroźniejsza akcja Błękitnych nadciągnęła z prawego skrzydła. Przeciwwaga dla Fadeckiego - Wawszczyk dogrywał w 19min piłkę z lewej strony pola karnego. Ta jednak, nie niepokojona ani przez Wiśniewskiego, ani Zielińskiego, odprowadzona wzrokiem przez stojących jak zamurowani stoperów Kluczborka, dostojnie tuz przy słupku wytoczyła się poza linię końcową. Znakomicie wykonywał w dniu dzisiejszym rzuty wolne Wawszczyk. Sprzed pola karnego precyzyjnie lewą nogą dogrywał dochodzące piłki w głąb pola bramkowego, które bodaj ani razu nie zdołały paść łupem bramkarza. Rzadko kiedy jednak padały również na głowy partnerów. Wyjątkiem sytuacja z 26min, kiedy dośrodkowanie Wawszczyka na bramkę próbował zamienić właśnie głową Zieliński. Lub zupełnie wyjątkowa sytuacja z 35min, gdy zamiast kolejnego dośrodkowania otrzymaliśmy zaskakujące uderzenie wprost na bramkę. Kontry Po drugiej stronie placu gry w 22min indywidualną akcją w poprzek linii 16 metrów popisał się Niziołek, kończąc ją strzałem minimalnie niecelnym. Zastanawiające jednak co robił Liśkiewicz w tym czasie, czy Pustelnik z obawy przed kolejną niepewną interwencją wolał się rozgrywającemu li tylko przyglądać? Czy może na tym polegało przekazywanie sobie wzajemne zawodnika między obrońcami? W 31min kolejny raz Swędrowski mija w polu karnym Pustelnika, lecz tym razem bez konsekwencji. Chwilę potem ponownie Swędrowski aktywizuje w polu karnym wysoko ustawionego prawego obrońcę Orłowicza. Całość zażegnuje Ufnal wyłuskując ofiarnie piłkę spod nóg Kojdera. Była to jedna z nielicznych wizyt któregoś z bocznych obrońców MKS-u w polu karnym przeciwnika. Trzeba przyznać, że zarówno Orłowicz jak i Tomaszewski zagrali bardzo asekuracyjnie, w II połowie już zupełnie nie angażując się w grę ofensywną. Z drugiej strony trudno się dziwić. Po pierwsze taki sposób gry narzucił wynik - korzystny dla przyjezdnych, a po wtóre mając naprzeciwko siebie dynamicznego Fadeckiego i niezwykle chętnie podłączającego się po lewej flance Wawszczyka, dublującego pozycję Gutowskiego, priorytetem staje się podjęcie próby neutralizacji ich umiejętności. Tak się toczyła ta I połowa: Błękitni grali, goście zdobywali bramki. W 42min tuż po wybronionym strzale Fadeckiego z prawego skrzydła, Pogorzelec dalekim podaniem uruchomił własnych zawodników w kole środkowym. Nie odbudowane na czas ustawienie Błękitnych zdołał wykorzystać Nowacki znajdując się w ułamku sekundy sam na sam z Ufnalem. Wybierając nie najłatwiejszy wariant z przelobowaniem bramkarza wykazał się skutecznością zimnokrwistego egzekutora nie wybaczającego błędów ustawienia. Gol do szatni pogrążał gospodarzy w i tak niewesołym położeniu w jakim znaleźli się po pierwszych 45 minutach. Zmiany I połowę trener Kapuściński zaczął od mocnego uderzenia wprowadzając na boisko od razu dwóch świeżych zawodników. Wszedł Gajda za niewidocznego Wiśniewskiego do linii ataku, a Zdunek bohater bajki, która trwa dalej, zmienił nieco chaotycznego w pierwszej części i nieistniejącego w grze defensywnej Gutowskiego. Już samo to posunięcie, świadczyło o podejściu zespołu do meczu. Gramy i walczymy dalej! zdawał się krzyczeć tą zmianą szkoleniowiec, będziemy starać się wydrzeć prowadzenie rywalom z każdą minutą nadchodzącej połowy! I na deklaracjach bynajmniej się nie skończyło. Dominacja Błękitnych nad rywalem objawiała się w każdym aspekcie poza jednym - wynikiem. Ten trwał niezmieniony z minuty na minutę. Zieliński Rozpoczął słabym strzałem po ziemi Zieliński. Napastnik wypożyczony z Pogoni nieźle się zapowiada. Porusza się po boisku w sposób pozwalający mieć pewne nadzieje na przyszłość z nim związane. Do sytuacji strzeleckich dochodzi, bramek jeszcze co prawda nie zdobywa, ale trzeba wierzyć, że to tylko kwestia czasu. Gra chętnie tyłem do bramki. Dzisiaj o jego mocno ograniczoną swobodę zadbał siłowy Ganowicz z drużyny rywala, podchodził więc do środka, próbował obsłużyć kolegów dobrym krótkim podaniem. Jeżeli można wartościować, to robi z pewnością lepsze wrażenie niż wypożyczany wcześniej Neumann. Wiśniewski Podobnie Wiśniewski. Rozbudził nasze apetyty na skuteczne wykańczanie akcji po meczu z Cracovią. Dziś już niestety prawie nie istniał. Wróciły demony z przeszłości? gdy w Pogoni w kilkunastu meczach nie strzelił gola? Chciałbym się mylić, wydaje się że ma potencjał, bramka z Cracovią to pokazała, potrafił bardzo dobrze wyjść na pozycję i pod obrońcą strzelić nie do obrony. II połowa W 48min miał miejsce inaczej niż zwykle rozegrany rzut rożny. Wawszczyk zdecydował się posłać piłkę na krótki słupek, gdzie wyskoczył Liśkiewicz i lekko ją trącając o mało nie zaskoczył bramkarza. W kolejnych minutach ponownie ze stałych fragmentów gry Wawszczyk swoją niezastąpiona lewą nogą siał spustoszenie w polu już nawet nie karnym, a bramkowym rywala dośrodkowując głęboko, bądź strzelając bezpośrednio na bramkę. A MKS ograniczał się już tylko do kontrataków. Wysokie ustawienie gospodarzy próbował wykorzystywać w 51min Burski, kiedy to - o dziwo - jako napastnik przegrał pojedynek biegowy z Pustelnikiem, czy w 82min Wolkiewicz, kiedy po powrocie w porę Liśkiewicza, Ufnal zdołał wysupłać piłkę napastnikowi spod nóg zanim ten się zorientował że był na spalonym. Taktyka Nieco ożywienia wniósł Gajda absorbując swoją ruchliwością obrońców gości. Na jedno celne zagranie otwierające drogę do bramki się jednak nie zdobył. Od 70 minuty gospodarzom grało się coraz ciężej z cofniętym na własną połowę rywalem. W 69min z boiska zszedł Kojder, a zastępujący go Grzegorzewski ustawił się obok jedynego do tej pory defensywnego pomocnika w drużynie gości - Nowackiego. Przechodząc z 4-1-3-2 na 4-4-1-1 trener Konwiński spłaszczył linie grając dodatkowo bliżej środka Niziołkiem, co robiło nieco miejsca Zdunkowi na lewej flance. Błękitni wychodząc w ustawieniu 4-1-4-1 z „wymiatającym” Poczobutem przed stoperami i Zielińskim na szpicy, w miarę rozwoju sytuacji przechodzili na wariant zdecydowanie ofensywny wprowadzając Inczewskiego i Gajdę inicjując jednocześnie ustawienie 4-4-2. Był to więc mecz dwóch niemal jednakowych ustawień: 4-4-1-1 vs. 4-4-2. Różnicę w ustawieniu bardziej ofensywnym Błękitnych powodowały następujące czynniki: 1. ofensywnie usposobiony Wawszczyk na lewej stronie obrony przeciwko cofniętym do linii Tomaszewskim i Orłowiczu 2. zdecydowanie ofensywni skrzydłowi z prawdziwego zdarzenia Zdunek i Fadecki przeciwko wąsko grającemu Niziołkowi i jedynemu ofensywnie usposobionemu z linii pomocy Wolkiewiczowi 3. no i wreszcie Flis z Fijałkowskim lepiej spełniającym się w ofensywie w przeciwieństwie do Nowackiego i dołączonego do niego Grzegorzewskiego, który wprawdzie próbował wspomagać Swędrowskiego z Burskim, lecz w miarę upływu czasu na dobre zadomowił się pod własną szesnastką Flis W przekroju całego meczu bardzo dobrze zaprezentował się niepokaźny Flis. Z dobrym opanowaniem piłki, niekonwencjonalnym zwodem umiejętnie przedzierał się z przyklejoną do nogi piłką między siłowo usposobionymi defensorami Kluczborka. W 77min minimalnie chybił samemu wypracowując sobie sytuację strzelecką po serii zwodów. W 81min ponowna próba strzału, aż wreszcie w 82min po wywalczeniu piłki w środku pola, dogrywał precyzyjnie na głowę wprowadzonego Inczewskiego, a ten umieścił ją w okienku bramki bezradnego Pogorzelca. Bramka gospodarzom po całej serii nieudanych prób z pewnością się należała. Na więcej jednak goście nie zamierzali pozwalać. Jeszcze tylko jeden rzut wolny w 88min po faulu na niezwykle aktywnym Flisie - tym razem strzałem bezpośrednim na bramkę próbował zamienić Zdunek, jeszcze tylko potężny zamach na piłkę Inczewskiego w polu karnym okazał się być li tylko robieniem wiatru wokół siebie i ostatnie słowo należało do przyjezdnych. 1-3 W 4 minucie doliczonego czasu gry po kolejnym niepewnym wybiciu stoperów piłka trafiła do Swędrowskiego. Ten na dużym spokoju położył kolejno Pustelnika i Fijałkowskiego strzelając bezbronnemu już w tym momencie Ufnalowi w prawy róg bramki. Resumé Podsumowując, tragedii nie ma, jak mawiają. Szału też nie. Wszystko wskazuje na to, że mecz z Cracovią trzeba było po prostu odchorować. Wiedzą coś o tym Kosakiewicz z Wojtasiakiem, a reszcie drużyny zabrakło po prostu skuteczności. Kluczbork wyglądał na silną drużynę, grającą inteligentnie, punktującą słabe strony rywala, z paroma indywidualnościami w składzie. Swędrowski, czy też groźny w walce o pozycję Burski zapewne napsuli sporo krwi defensorom z niejednej drużyny. Z kolei Błękitni wychodzą z tego meczu z przynajmniej jednym zwycięzcą. Jest nim Flis, który miał okazję zagrać całe 90 minut pokazując się z jak najlepszej strony. Swoim opanowaniem piłki w środkowej strefie potrafił zyskać trochę terenu i albo dogrywać do kolegów na lepszych pozycjach albo samemu decydować się na uderzenie. Ciekawie może układać się jego współpraca z Wojtasiakiem w systemie np. 4-3-3 (pomoc: Poczobut, Flis, Wojtasiak) i trójka ofensywna Zieliński i po bokach Zdunek z Fadeckim. Czas pokaże jakie koncepcje urodzą się w głowie trenera po pierwszych wiosennych meczach. Na pocieszenie warto przytoczyć statystykę rzutów rożnych po dzisiejszym spotkaniu: 7-3 dla Błękitnych, co dobrze dokumentuje, na której połowie leżał dzisiaj środek ciężkości toczonej gry.
ďż˝rďż˝dďż˝o: obserwacja własna
relacjďż˝ dodaďż˝: pka |
|