Play-offy już są. Powalczą o szóstkę
Telewizja, pełne trybuny, głośny doping, młodzi szermierze i szierkierki witające wchodzących na halę szczecińskich szczypiornistów, a nawet obecność trenera kadry narodowej Jacka Będzikowskiego. Pięknie preludium, do którego dopasowały się obie siódemki. Sobotni wieczór w hali przy ul. Twardowskiego 12b mógł należeć jednak tylko do jednych.
- Miałem nadzieję, że w pierwszych 15. minutach zagramy i rzucimy się tak jak na Zagłębie. Powiem uczciwie, że rzeczywiście się rzuciliśmy, ale popełnialiśmy bardzo dużo błędów w obronie. Łamaliśmy linię 3-2-1. Najważniejsze jest to, że z minus 4 zespół się podniósł - komentował zaraz po spotkaniu opiekun Gaz-System Pogoni, Rafał Biały.
Początek spotkania to zepsuty rzut karny w wykonaniu Wojciecha Zydronia. Wynik spotkania otworzył zaś ten, na którego należało zwrócić baczniejszą uwagę, tj. Piotr Masłowski. Zbyt nerwowe wejście w mecz miejscowych sprawił, że już chwilę potem Pogoń przegrywała 1:3 oraz 2:4. Co prawda w 10. minucie na prowadzenie wyprowadził drużynę Jacek Wardziński, ale jak się potem okazało był to jedyny raz w tym fragmencie meczu. Od tego momentu bowiem aż do gwizdka oznajmiającego koniec pierwszej połowy przewagę utrzymywały Azoty.
Trener Biały zaczął szafować składem. Na parkiecie zameldowali się Paweł Krupa oraz w bramce Szymon Ligarzewski. Ten pierwszy wiele nie wniósł, ale drugi zanotował prawdziwe wejście smoka. - Bardzo dobrze w bramce zagrał tego dnia Szymon Ligarzewski. On, od momentu wejścia na parkiet, praktycznie zamurował bramkę. Było 16:12 dla nas, potem rzut karny, nie zdobyliśmy bramki i przez to pierwsza połowa skończyła się wynikiem 15:16 - zauważył szkoleniowiec puławian, Marcin Kurowski. Świetną grę golkiper gazowników kontynuował także w drugiej połowie. Zszedł z niej tylko na raz, na rzut karny wykonywany przez Masłowskiego już w samej końcówce spotkania. Od 37. minuty Pogoń poczuła, że jest tego dnia mocna. Na 18:18 wyrównał były gracz Azotów - Wojciech Zydroń, a na pierwsze i jak się potem okazało kluczowe prowadzenie wyprowadził najmłodszy w ekipie Białego, Patryk Walczak. Bramka jego autorstwa to prawdziwa wisienka na torcie. Zawodnik trafił praktycznie z zerowego kąta popisując się techniczną wkrętką. Kurowski dość szybko poprosił o przerwę na żądanie. Ta jednak już nic nie zmieniła. W 40. minucie na 23:19 trafił Bartosz Konitz, który mecz zakończył z 11 bramkami na koncie. Obaj trenerzy przyznali po meczu, że ok. 55 minuty poczuli, że te zawody zostały już rozstrzygnięte. Gospodarze prowadzili wówczas 33:27. Co ciekawe beniaminek Superligi grał tak, jakby... przegrywał. Do końca meczu grał szybko i z polotem chcąc jak najmocniej ukąsić rywala. Ostatecznie udało im się odrobić stratę z pierwszego spotkania w Puławach (29:22 dla Azotów) i zakończyć mecz przy stanie 37:29. Mecz z trybun hali w Szczecinie oglądał asystent trenera narodowej kadry szczypiornistów - Jacek Będzikowski. Portal Ligowiec.net przeprowadził z nim krótki wywiad. Wkrótce więcej informacji.
ďż˝rďż˝dďż˝o: własne
relacjďż˝ dodaďż˝: kempes7 |
|