Każdy może zostać Świętym Mikołajem
![]() Ci, którzy nie przyszli, nie muszą pluć sobie w brodę. Spotkanie nie przyniosło zbyt wielu emocji. Przejdzie jednak do historii. Darzbór przegrał po dwóch golach samobójczych... Szczecinecki zespół ostatnimi czasy jest dobrym materiałem na kolejny film z cyklu "Futbolowe jaja". W meczu z Błękitnymi stracił gola w 13 sekundzie, a teraz sam zabrał się za strzelanie bramek na korzyść rywali. Pierwsza połowa - zresztą jak cały mecz - była wyrównana. Nieco lepsze okazje mieli gracze z Dębna, ale ich napastnicy nie potrafili zachować pod bramką zimnej krwi. Dwukrotnie znajdując się bez opieki obrońców strzelali obok słupków. Podopieczni Leszka Pałki wcale im nie ustępowali, z tym że oni z reguły uderzali nad poprzeczką. Kuriozalna sytuacja miała miejsce w 28 minucie meczu. Dąb egzekwował rzut z autu. Wyrzucona piłka o dziwo minęła linię obrony gospodarzy i w dogodnej sytuacji znalazł się Paweł Majewski. Górą był jednak Mateusz Wiśniewski. Darzbór najbliżej celu był w 35 minucie, gdy strzał głową Krzysztofa Miętka intuicyjnie obronił bramkarz Dęba. Przyjezdni prowadzenie zdobyli tuż przed przerwą. Dośrodkowana z rzutu wolnego obiła się od Zbigniewa Węglowskiego i wpadła do bramki. W drugiej połowie obraz gry nie uległ zmianie. Oba zespoły niby próbowały wyprowadzać ataki, ale groźnych strzałów praktycznie nie było. Szczęście pozostawało jednak przy gościach. W 72 minucie kąśliwe dośrodkowanie z lewej strony przeciął powracający w pole karne Dariusz Bartolewski i kibice po raz drugi złapali się za głowy. Co ciekawe, Darzbór zaczął grać lepiej, kiedy przegrywał 0-2 i praktycznie nie było szans na odniesienie korzystnego rezultatu. Akcje w końcu były składniejsze i szybsze. W najlepszej okazji znalazł się Kamil Chicewicz, ale jego uderzenie obronił bramkarz. Szkoda tylko, że ten dobry okres przerwał końcowy gwizdek sędziego. www.darzbor.yoyo.pl relacjďż˝ dodaďż˝: zdyniek |
|