Pełne trybuny nie pomogły Janowiczowi - półfinały bez jego udziału
Najlepszy polski tenisista - Jerzy Janowicz nie przebił się do półfinału szczecińskiego challengera. Poległ w pojedynku z Florianem Mayerem. Ale nie tylko zawodnik z Niemiec stał dziś na drodze łodzianina do zwycięstwa. Wiem, że brzmi to śmiesznie, ale niewłaściwy naciąg moich rakiet odebrał mi dziś radość z gry - mówił po meczu Janowicz.
Co konkretnie wydarzyło się na korcie centralnym? Nic wcześniej nie zapowiadało przecież katastrofy sprzętowej naszego najlepszego gracza... Okazało się jednak, że Polak przez półtora seta grał rakietami, których naciąg kompletnie odbiegał od jego oczekiwań. Janowicz męczył się, popełniał błędy (również serwisowe) i pomstował na sprzęt, głównie w pierwszym secie. Dopiero w połowie drugiego częściowo udało się zamienić trefne rakiety na właściwe, ale chyba było już za późno...
Janowicz po srogiej porażce w premierowym secie (2:6) wziął się ostro do pracy od samego początku następnej części meczu i to pomimo problemów z rakietami. Zaprezentował kilka widowiskowych akcji i pokazał, że jest obdarzony naprawdę wielkimi możliwościami. Szkoda, że nie jest ich obecnie w stanie pokazywać w dłuższym wymiarze czasowym w meczach, czy też całych turniejach. Walka między tenisistami była wyrównana. Dopiero w siódmym gemie Mayer przełamał Polaka, a gem później sam został przełamany. Zapowiadała się smakowita końcówka (tym bardziej, że Janowiczowi udało się wymienić sprzęt) i taka też była. Zawodnik zza zachodniej granicy cały czas grał bardzo solidnie, popełniał niewielką ilość błędów i wiele razy zaskakiwał przeciwnika charakterystycznym (w jego wykonaniu) oburęcznym skrótem backhandowym. W końcu doszło do tie-breaka. Kibice, którzy wypełnili kort centralny niemal w komplecie, mieli wielką nadzieję na trzeci akt tego widowiska i ostateczną wygraną Polaka. Nic z tych rzeczy. W walce na nerwy to wyjątkowo opanowany Niemiec okazał się lepszy. Od stanu 3:3 to Mayer dominował i wygrał cztery piłki z rzędu, dzięki czemu dobrnął do szczęśliwego dla siebie końca.
Dla miejscowych fanów to wielka szkoda. Wielu liczyło przecież na awans Polaka przynajmniej do półfinału, a najlepiej do niedzielnego meczu o główne trofeum. Dziś Niemiec okazał się jednak lepszy, a problemy polskiego tenisisty tylko spotęgowały skalę trudności tego pojedynku. Po spotkaniu łodzianin bardzo żałował, że tak pechowo ułożyło się to spotkanie, głównie w kontekście właśnie kłopotów ze sprzętem. Do tej pory zdarzyło mi się tylko dwa razy, by naciąg był przygotowany tak źle. Wiem, że brzmi to śmiesznie, ale naprawdę odebrało mi to dzisiaj radość z gry. Do siebie mam pretensje właściwie tylko o kilka momentów w drugim secie - mówił smutny po meczu Janowicz. W dodatku potwierdził, że najprawdopodobniej za kilka tygodni podda się operacji kolana. Z urazem rzepki Polak zmaga się od dwóch lat i w końcu przyszedł czas na konkretne zabiegi, by wyleczyć dolegliwość. Polscy kibice tenisa zaznali więc trochę goryczy, ale w Szczecinie gwiazdą numer jeden jest w tym roku Richard Gasquet i to w nim upatruje się kandydata do wygranej. Francuz zagrał o półfinał o godzinie 19:00 i wygrał, choć przyszło to w nieoczekiwanych okolicznościach. Guido Andreozzi z Argentyny okazał się bardzo wymagającym rywalem i miał dziś w górze piłkę meczową. jak przystało jednak na tak doświadczonego i znakomitego technicznie gracza, Gasquet wybrnął z opresji. Po meczu mówił, że miał ciężkie momenty, a jego podstawowy element gry, czyli backhand szwankował. Sztuką jest jednak wygrać, gdy gra się słabiej. Tym bardziej może to wzmocnić Francuza przed walką o finał imprezy. Gasquet wygrał w trzech setach (4:6, 7:6/2, 6:4) i w sobotę zmierzy się z Taro Danielem z Japonii. Japończyk niepozornie, ale pewnie ograł dziś Bjorna Fratangelo (2:0) i tym samym zapewnił sobie prawo gry z renomowanym rywalem. A przypomnijmy, że Daniel to 24-latek, czyli zdecydowanie najmłodszy w stawce półfinalistów 25-go Pekao Szczecin Open. Czy jest w stanie sprawić sensację i ograć Francuza? Mocno wątpliwe, ale (jak pokazały wydarzenia tego turnieju) w sporcie wszystko jest możliwe. Początek spotkanie tych graczy jutro o godzinie 15:00. Wcześniej, bo o godzinie 13:00 na korcie centralnym stawią się wspomniany Florian Mayer oraz jego rywal Jurgen Zopp z Estonii, który też niespodziewanie ograł Dustina Browna, desygnowanego przez wielu do gry o zwycięstwo w turnieju. Niemiec jamajskiego pochodzenia stoczył mało charakterystyczny (jak na tenis w wykonaniu doświadczonych graczy) mecz, w którym po porażce z pierwszego seta 2:6, wygrał do 4 następną część meczu i przegrał do 4 w decydującej odsłonie... ale jak! W trzecim secie długowłosy Brown wygrywał już 4:0, by ostateczne dać sobie wydrzeć taki rezultat. Niespotykana sytuacja, szczególnie w męskim tenisie. Na usprawiedliwienie Niemca można jednak wziąć pod uwagę zmęczenie po wyczerpującym meczu dnia poprzedniego i grę deblową... A jeśli już wspominamy o deblu, to odnotowujemy, że w sobotnim finale spotka się para rozstawiona z numerem '1', czyli Koolhof/Sitak przeciwko Bury/Siljestrom. Ta druga para też nie przypadkiem znalazła się w rywalizacji o główne trofeum bo w turnieju wystąpili z numerem '4'. Mocnym faworytem są jednak ci pierwsi i to pomimo tego, że Bury i Siljestrom w półfinale nie męczyli się wcale, bo ich rywale nie przystąpili do gry. Początek tego meczu o godzinie 19:00. A wcześniej wszystkich fanów tenisa zapraszamy na benefis Mariusza Fyrstenberga, który niestety kończy zawodową karierę i oficjalnie żegna się z graniem właśnie przed szczecińską publicznością. Impreza z jego udziałem (oraz gośćmi) rozpocznie się po godzinie 17:00, oczywiście na korcie im. Bohdana Tomaszewskiego, czyli głównej arenie zmagań podczas Pekao Szczecin Open.
ďż˝rďż˝dďż˝o: własne
relacjďż˝ dodaďż˝: flora |